wtorek, 25 czerwca 2019

Fryzjerka i policjant wchodzą na jacht… – recenzja „Zabójczy rejs”


„Zabójczy rejs” 2019

Znalezione obrazy dla zapytania zabójczy rejs

Drażni mnie Adam Sandler. Tak podskórnie i chyba już na poziomie molekularnym. Naprawdę trudno jest mnie przekonać do obejrzenia jakiegoś filmu, w którym ten aktor się pojawia, a co dopiero spędzić miło czas. Zanadto zajeżdża mi bezbekiem*. Do podjęcia tak radykalnego kroku, może mnie przekonać tylko… Klacz. I tak też się stało pewnego słonecznego, wakacyjnego dnia, kiedy umęczeni gorącem włączyliśmy wspólnie „Zabójczy rejs”. Cała ta otoczka i historia naszego wspólnego seansu jest doskonałym podsumowaniem i metaforą całego filmu – to dobra propozycja na taki letni wieczór, kiedy człowiek (lub koń) chce się wyluzować i dać odpocząć umysłowi.

„Zabójczy rejs”, który niedawno pojawił się na Netflixie , jest historią małżeństwa z 15-letnim stażem, które wybiera się na wymarzoną przez żonę wycieczkę do Europy. Tam zostają wplatani w morderczą intrygę rodem z powieści Agathy Christie, Conana Doyle’a. Tak z grubsza. Niech Was jednak nie zwiodą te kryminalne wątki i tajemniczość, bo całość jest przede wszystkim ukierunkowana na humor. Różnych lotów, ale jednak humor. Najlepsze, najciekawsze są tu całkiem świadome i dobrze skrojone nawiązania do klasyki filmów z Herculesem Poirotem, czy Sherlockiem Holmesem. Jest to ukłon do takiego widza jak ja, który oczekuje czegoś więcej niż suchych żartów i klisz, których nie jest też pozbawiony „Zabójczy rejs”. Z tego powodu bliżej mu do „Różowej Pantery”, niż do klasyki gatunku. Dużo elementów konstrukcyjnych, jak chociażby kiepskie napisanie niektórych postaci, wplatanie sandleryzmów (w stylu policjanti fryzjerka wchodzą na jacht...), psuje nieco całość, ale i tak nie zmienia to faktu, że komedia ta… jest naprawdę zjadliwa. Można się tu w wielu momentach pośmiać, a nawet wciągnąć w akcję. Tak, piszę to z pełną odpowiedzialnością. A na dowód anegdotka z naszego seansu: złapaliśmy się z Klaczą na próbach odgadywania i rozgryzania zagadki tytułowego zabójstwa. To już naprawdę wysoka rekomendacja z naszej strony.

Całkiem nieźle wypada duet (matko Klaczo, czy ja to naprawdę piszę?) Aniston & Sandler, chociaż ten drugi w wielu momentach zalatuje cringem (niespodzianka?). Największy aplauz należy się jednak drugoplanowemu bohaterowi, w którego wciela się uwielbiany przeze mnie Dany Boon. Jak wkroczył na ekran to byłem już kupiony. Nawet ścierpię to, że nie do końca wykorzystano jego potencjał, bo i tak świeci na tle innych postaci. Założę się, ze było to celowe, bo „mamy Adama Sandlera, niech on będzie gwiazdą” i takie, takie… Aha, bawi jeszcze Juan Carlos. Reszta aktorów bardzo schematyczna i taka sztucznawa. Szybko się o nich zapomina. W przeciwieństwie do widoków i plenerów południowej Europy. Było nawet zagrożenie nawrotu u Klaczy niepokojącego stanu - chęci spakowania walizek i polecenia tam „tu i teraz”.

„Zabójczy rejs” to propozycja dla widza , który chce spędzić przyjemnie czas z drugą połówką, albo kumplem/koleżanką w gorący, letni wieczór po ciężkim dniu. Drink, zimny napój wskazany. Gwarantuję, że zagrożenie sandlerozą i bezbecją nie przekracza 3.6, a są momenty, które dają najzwyczajniejszą uciechę. To pisałem ja, Konik.

Końska ocena: 6/10

* Osoba, żart lub mem, który nie jest śmieszny https://www.miejski.pl/slowo-bezbek

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz