"Laleczka" 2019, reż. Lars Klavberg
Horrory
to dla twórców, wbrew pozorom, bardzo wymagająca gałąź kina – jest na niej
bardzo cienki punkt, który gdy reżyser przekroczy, to całą gałąź pęka i obraca
film w karykaturę i groteskę. Jednym z najbardziej kultowych, a oscylujących
tuż na granicy autoparodii horrorów jest „Laleczka Chucky”. Mówiąc szczerze,
niewiele pamiętam już z oryginału, a sama postać morderczej pacynki stała się dla
mnie bardziej comic reliefem, niż
prawdziwym straszakiem. Głównie z powodu zbyt wielu kontynuacji. Jako
sceptyczny Koń, nie byłem więc entuzjastą pomysłu wałkowania na nowo tematu
Chucky’ego. Podobnie jak i wielu innych sceptyków, którzy skreślali film przed
jego premierą. Jak się okazało, wszyscy się myliliśmy bo „Laleczka” jest
całkiem dobrym, mającym jednak swoje wzloty i upadki filmem. Potrafi też w niektórych
momentach przestraszyć. A wszystko dzięki nietypowemu, kreatywnemu (czy jednak
aż tak?) podejściu do historii. No i dzięki Markowi Hamillowi.
Poprzednie
filmy z upiorną, morderczą lalką były oparte na motywach spirytualnych, np.
opętania zabawki przez duszę mordercy. Twórcy tegorocznej „Laleczki” wyszli
poza utarty schemat – ich inspiracją stała się nasza rzeczywistość i jej
zagrożenia. Chucky jest bowiem efektem celowego, błędnego zaprogramowania przez
zrozpaczonego pracownika, który mści się za zwolnienie go z fabryki
produkcyjnej korporacji Kaslan na Dalekim Wschodzie. I to jest najbardziej przerażające
w całej nowej wizji upiornej lalki – tak naprawdę film Larsa Klevberga jest
kolejną złowieszczą przestrogą przed nowoczesnymi technologiami i zagrożeniem
wynikającym z uwolnienia się sztucznej inteligencji. I tutaj bliżej „Laleczce” do
klimatu „Terminatora”, niż do np. „Annabelle”. Nie ma w pomyśle może jakiejś wielkiej
odkrywczości, ale z pewnością jest to ciekawe ujęcie oklepanego motywu i
schematu.
Najlepiej,
moim skromnym, końskim zdaniem, wypada w pierwszych sekwencjach, gdzie ukazane
jest nawiązywanie się relacji pomiędzy Andy’m (kolejny ukłon dla „Toy Story”) a
Chuckym – wspólne zabawy, obserwowanie i uczenie się świata przez morderczą
pacynkę to strzał w dziesiątkę. Siłą „Laleczki” są też całkiem sprawnie
napisani ludzcy bohaterowie – zarówno paczka Andy’ego, mama, czy sąsiedzi,
wydają się prawdziwymi z krwi i kości bohaterami, co jest rzadkością w tego
typu horrorach. No i czas na crème de la crème, czyli głos Marka Hamilla, który
wczuł się doskonale i ukazał kolejne swoje wcielenie. W pewnym momencie zapominamy,
że Chucky’ego dubbinguje kultowy aktor, a zaczynamy widzieć tylko… mroczną
lalkę. No, może nie do końca tak mroczną do samego końca. I tak płynnie
przegalopowałem do grzechów „Laleczki”. Film bowiem nie do końca jest w stanie
uwolnić się od groteski. Szczególnie w późniejszych aktach twórcy zaczęli,
niestety, wchodzić w klasyczny schemat, który nie do końca już mi odpowiada, a
film stał się przez to mocno przewidywalny. Umówmy się, sam Chucky już od lat
nie straszy, a raczej przywołuje lęki z dzieciństwa. Ja osobiście tak
opatrzyłem się już wizerunkiem pacynki, że raczej bawi mnie ona swoją
groteskowością, niż wywołuje strach. I niestety zdarzyło mi się kilka razy
zarżeć ze śmiechu w niektórych scenach finałowego aktu, a to nie jest dobra
rekomendacja. Tak jak pisałem na początku, w przypadku Chucky’ego, granica pomiędzy
parodią a pożądanym efektem strachu jest bardzo cienka. Może w przyszłości twórcy
pójdą całkowicie śladem pierwszego aktu produkcji i stworzą w pełni
nieszablonowe dzieło? Szkoda tylko, że w drugiej części filmu zatracono nieco
potencjał Hamilla. Tego już trudniej mi wybaczyć.
„Laleczka”
Larsa Klevberga jest z pewnością moim osobistym zaskoczeniem tegorocznych
wakacji – spodziewałem się gniota, na którego w życiu nie pójdę do kina i
moooże obejrzę kiedyś w internecie. I to tylko w ramach końskiej ciekawości.
Tymczasem zachęcony ciekawą kampanią reklamową, pozytywnymi opiniami,
sentymentem, który gdzieś tam w mojej zwierzęcej naturze tkwi i rzecz jasna Markiem
Hamillem, udałem się na seans. I nie żałuję. Chociażby ze względu na
nieszablonowe ujęcie Chucky’ego rodem z techno-thrillerów, no i sam pierwszy,
bardzo dobry akt. Na resztę przymknę rumakowe ślepię.
Końska ocena: 6,5/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz