wtorek, 9 kwietnia 2019

Punkt widzenia - recenzja "The Highwaymen"

Znalezione obrazy dla zapytania highwaymen

"The Highwaymen" 2019, reż. John Lee Hancock

Postacie Bonnie i Clyde'a obrosły w Stanach prawdziwym mitem. Słynna para kochanków, ubóstwiana przez społeczeństwo (zwłaszcza młode), przyrównywana do Robin Hooda, doczekała się fanatycznych wielbicieli, filmów i piosenek na ich cześć. Jednak ta historia ma też drugie, całkiem mroczne i pozbawione romantycznej osnowy dno - to opowieść o bezwzględnych, sprytnych mordercach, rabusiach, którzy długo byli ścigani przez bezradny wymiar sprawiedliwości. To właśnie ten punkt widzenia przedstawia widzom John Lee Hancock w swoim filmie.

Produkcja Netflixa nie skupia się na brawurowych pościgach, szalonym tempie akcji, czy ukazaniu heroizmu ścigającej Bonnie i Clyde'a dwójki byłych Strażników Teksasu - Franka Hamera (Kevin Costner) i Maneya Gaulta (Woody Harrelson). To nieco ospała, ale pełna napięcia, świetnej gry aktorskiej historia starszych już ludzi, którzy nie potrafią odnaleźć sie w rzeczywistości i dostają ostatnią szansę na powrót do roli, która nadawała sens ich życiom, a zarazem była wielkim przekleństwem. Jest to dramat, w którym mamy kilka perspektyw - radzenia sobie z własnymi uczynkami, szukaniem sensu w życiu, które nagle się urwało i podążaniu drogą sprawiedliwości. Twórcy niejednokrotnie zadają pytanie: kto jest tutaj mordercą? Gdzie jest granica między prawem a jego nadużywaniem. Podświadomie każą stanąć widzom po stronie ścigających, którzy swoją prostotą, biało-czarnym postrzeganiem rzeczywistości, dają nam dosyć jasny, bliski naszej wrażliwości przekaz moralny. Gdyby nie dwójka głównych bohaterów, to sam film nie miałby racji bytu - duet Costner & Harrelson to najmocniejsza strona "The Highwaymen". Z przeyjmnością oglądało mi się powracającego do swojej życiowej roli milczącego sprawiedliwego Costnera i Harrelsona po raz kolejny grającego rozchwianego nieco emocjonalnie gaduły. Castingowy strzał w dziesiątkę. Wizualnie produkcja Hancocka również broni się na każdym polu, chociaż nie mogę powiedzieć, aby jakieś kadry, ujęcia zapadły szczególnie mi w pamięć. Nie o to chyba chodziło twórcy.

"The Highwaymen" działa nieco na zasadzie antycznego katharsis - wszyscy wiemy jaki jest finał tej historii, a jej nieuniknioność pozwala nam podążać za bohaterami, wniknąć w ich psychikę. W wielu momentach brakuje mu tempa, mamy przez to wrażenie, że oglądamy nieco smutny film o dwóch zagubionych emerytach, puszczony na spowolnionych obrotach. Sądzę, że taki był jednak cel Hancocka, który skupił się na demitologizacji legendy i udowodnieniu, że każda historia ma różne punkty widzenia. Ja po seansie byłem zadowolony. Nie jest to jednak film dla każdego.

Końska ocena: 7/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz