"Kronika świąteczna" 🎅
Przygotowujemy się z klaczą do Świąt i oglądamy sobie gwiazdkowe (i nie tylko) filmy. Powiem Wam tyle: obojętnie jakie wartości niesie amerykańska, skierowana do ludzi wszystkich wyznań i bezwyznaniowców produkcja o Świętym Mikołaju, jeżeli w roli głównej jest taki badass jak Kurt Russel, który jest po prostu sobą, to ja to kupuję. Przepraszam, ale jestem proste konisko i łase na takie triki. "Kronika świąteczna" jest momentami naprawdę świetnym kinem familijnym! Już tłumaczę dlaczego.
Trudno jest nakręcić dobry film o Świętach. Szczególnie w naszych czasach, gdzie twórcy muszą się przypodobać każdemu, aby zarobić jak najwięcej 💵💸. Z "Kroniką świąteczną" jest trochę jak z "Mrocznym Rycerzem" Nolana - blisko ideału, ale niestety, pewnych rzeczy nie można było zrobić (wiem, przesadziłem trochę z tym porównaniem, ale chyba załapiecie o co mi biega). W wielu finałowych scenach "Kroniki" podano nam mało smaczne suchary, banały i zbędny lukier. Z kolei w "Mrocznym Rycerzu" należało wręcz dać wygrać Jokerowi, byłoby to dzieło kompletne. Tutaj trzeba było sobie oszczędzić tego pieprzenia o tym, że "Święta bez prezentów się nie odbędą!", "Musimy uratować te Święta", "Jak nie dostarczyłem prezentów, to była II W.Ś." i tym podobnych. No, cóż... jest to jednak produkcja skierowana przede wszystkim do dzieci, wyznających jedną zasadę - Boże Narodzenie = Play Station, X-Box, nowy komputer. Takie czasy. Czy można było to więc inaczej rozegrać? Nie wiem, może tak, ale akceptuję te słabości. Dlatego kończę już z tą krytyką. Czas na lukier, ale w końskim wydaniu. Bo "Santa is back in town".
Dlaczego uważam "Kronikę świąteczną" za jeden z najlepszych filmów w klimacie świątecznym ostatnich lat? Ano dzięki facetowi, który lał kosmitów na Antarktydzie, uciekał z postapokaliptycznego Nowego Jorku, razem z Sylvestrem Stallonem przeciwstawiał sie mafii i próbówał powiesić pewną kobietę na Dzikim Zachodzie. Kurt Russell robi w tutaj taką robotę, że aż człowiek się uśmiecha - jest oldskulowy, odjechany i taki z niego badass, że aż kopara opada. Takiego Świętego biorę w ciemno. Jeżeli doda się do tego naprawdę dobry klimat całości, fajne efekty specjalne (no, może oprócz reniferów), to mamy przepis na świąteczny hit. Nieco naiwny, cukierkowy, ale z odjechaną akcją, dobrym poczuciem humoru i puszczeniem oka do starszych widzów tęskniacych za kinem lat 80. i 90. Bardziej wytrwali doszukają się nie aż tak banalnego przekazu.
Jeżeli nie widzieliście jeszcze "Kroniki świątecznej", to naprawdę do tego zachęcam. Jazda bez trzymanki wyczesanymi saniami z kozackim Mikołajem gwarantowana. Jeżeli przymkniecie oko na kilka iście amerykańskich banałów, to możecie się świetnie bawić. Ja, koń to gwarantuję!
Końska ocena: 7,5
9 grudnia 2018
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz